czwartek, 2. wrze?nia 2004
Trudno 2 tygodnie opisać w krótkim tekście, więc nawet nie próbuję.
To były leniwe 2 tygodnie w domu.
Nabrałem sił, obejrzałem u Otka parę nowości filmowych (skąd się biorą tak szybko hity kinowe na kompach?), jadłem POLSKĄ jajecznicę, ogórki kiszone, jogobellę wiśniową (oczywiście nie na raz).
A dziś rano widziałem wschód słońca na dużej wysokości (w samolocie). Widok fantastyczny, szkoda, że nie siedziałem przy oknie (Artur siedział, ale po "złej" stronie).
A w Rzymie upał i duszno i gorąco...
Artur ma wypasionego laptopa, więc czasem (30 razy dziennie) skorzystam z jego kompa.
Zjadam raczka i siadamy do Nieszporów, więc kończę...

P.S. Najpierw w drodze do Berlina moja walizka zaginęła ("poleciała do Singapuru" Artur). Znalazła się po trzech dniach. Dzisiaj po wylądowaniu w Rzymie wyładowano moją walizkę lekko rozerwaną na szwie. Jak pech to pech, na szczęście wszystko załatwione.

Von piotr um 00:05h| 3 Kommentare |Skomentuj ->comment