?roda, 8. wrze?nia 2004
Poszedłem dziś na audiencję generalną.
Właściwie bez wielkich emocji, bo papież daleko jak z Rzymu do morza (siedziałem pod koniec sali), bo już dwa razy byłem bardziej indywidualnie (nawet Mszę koncelebrowałem w prywatnej kaplicy-ale chwalipięta), bo ludzi tyle i gwar (ile ta aula może pomieścić? 5-6 tys.?)...
Ale kiedy zaczął mówić o ofiarach zamachu w Osetii, zrobiła się cisza...
Mrówki przeszły mi po plecach, a później myślałem sobie, że owszem przejąłem się oglądając wiadomości, czytając w gazecie i w komentarzach bloggujących i innych internautów, ale tak naprawdę jakoś musiałem poczuć, że cisza kilku tysięcy ludzi i niewyraźna modlitwa starego człowieka mogą być znakiem sprzeciwu.
Dzieci idą do szkoły, zacząć rok szkolny,
zdobywać nagrody za czytelnictwo,
za rzut piłką lekarską,
za wyniki w nauce,
dostawać uwagi za wrzucenie kredy do akwarium,
za podlanie kwiatków wrzątkiem...
Idą do szkoły, żeby odróżnić Oslo od osła,
Lwów od lwów,
żeby dowiedzieć się, że "nie ma osoby, co ma dwie wątroby",
"chemik młody wlewa zawsze kwas do wody",
a "w pierwszej wszystkie są dodatnie, w drugiej tylko sinus..."
Idą do szkoły, żeby zarumienić się pod spojrzeniem Marzenki z drugiej ławki,
żeby skakać w gumę
i rzucać żetonami z pokemonami.
Idą przezywać Adama, że "jest gupi",
a Agnieszkę i Tomka, że są "narzeczona para".
Idą rysować kwiatka na Dzień Matki
i zastanawiać, dlaczego "Litwo, ojczyzno Polaka";
naskarżyć, że Jacek "zaglądał do babskiego kibla"
i płakać, gdy worek ze zmiennym obuwiem, rzucony za mocno zawiesi się na drzewie.
Idą bo chcą, bo muszą, bo im się podoba, bo kochają swoją panią, bo mama kazała, bo koledzy są, bo jakby nie poszły, "to by dopiero było"...
Idą z tysiąca powodów, ale na pewno nie po to, żeby być kartą przetargową w sporze dorosłych.
Nie idą zginąć...
Nie idą na śmierć...
Dzieci nigdy nie powinny iść do szkoły po śmierć... I nieważne jak patetycznie to brzmi...

Von piotr um 18:46h| 7 Kommentare |Skomentuj ->comment