niedziela, 4. grudnia 2005
Another day in the library...
Doszedłem do wniosku, że niektóre artykuły biblijne są jak kijanki: mają wieeelką głowę i malutki ogon. Człowiek czyta i czyta, co inni powiedzieli na ten temat i na końcu dowiaduje się, co autor chce dodać (zazwyczaj niewiele).
Kardynał wrócił z Rzymu...
Muszę jeszcze przeczytać o różnicach między testem Abrahama i Joba jakiejś Sary Japhet. Mam nadzieję, że jako kobieta, odejdzie od stylu prezentowanego przez autorów (facetów), których dziś czytałem i zachwyci mnie treścią i formą. A jak nie, to niech chociaż mnie szybko uśpi.
Pogoda ciągle nas rozpieszcza...
Łaziliśmy z Alexiusem, jak przysłowiowe głupki po arabskiej części miasta (żydowskie sklepy nieczynne z powodu Szabatu) szukając świeczek do wieńca adwentowego, których nigdzie nie było. Ale widziałem za to fajnego wielbłąda przy Jaffa Gate. Siedziało na nim dwoje małych dzieci i darło się ze strachu. A obok tatuś (albo mąż mamusi) robił zdjęcia i dobrą minę do złej gry.
Na Uczelni jest konkurs fotograficzny "Jerozolima oczami studenta". Pożyczyłbym od Giovanniego aparat i wyszedł na spacer, ale nie ma kiedy...
Jutro o prasowaniu ścieżek...
W sumie, niektóre kazania też są jak kijanki.

Von piotr um 00:35h| 5 Kommentare |Skomentuj ->comment