sobota, 24. grudnia 2005
Bing Crosby i Fred Astaire: czarno-biały "Holiday Inn".
A mam jeszcze "Going My Way" (też Bing Crosby).
Rewelacja.
Za oknem jesiennie, farelka monotonnie szumi, zawinąłem się w koc, w ręku kubek herbaty z miodem, film zmierza ku kocowi. Muszę jeszcze wyprasować koszulę na Pasterkę...
Zaplanowałem sobie pójść do Spowiedzi. I zapomniałem. Ale gdy byłem z Michelem na Starym Mieście zupełnie nie wiem dlaczego zaproponowałem, żebyśmy poszli do Bazyliki Grobu.
W drzwiach sobie przypomniałem, że przecież taki był plan. Przez tą Grekę zapomniałbym o najważniejszym.
Usiedliśmy przy pustych konfesjonałach i tak sobie siedzieliśmy.
I przyszedł nagle jakiś Ojciec Franciszkanin.
I usiadł w budce.
I się potwierdziło, że nie ma przypadków.
"English, Deutsch, Italiano?" - wybór nie zbyt duży, ale wystarczający.
No i Michel też poszedł i się cieszył potem i mi dziękował za inspirację, a ja przecież sam zapomniałem, ale Pan Bóg czuwał...
Kartki świąteczne rozwiesiłem sobie na sznurku, część stoi na półce (razem z hanukowym świecznikiem, kupionym na Uczelni).
Chciałem wymienić wszystkich, którzy mi je przysłali, ale na razie kartek jest 23, a ciągle mam informacje, że jakieś są w drodze. Dziś Szabat, poczta zamknięta. Jutro przyjdą kartki, które dowieszę.
Wszystkich, którzy je przysłali i tych, którzy chcieli przysłać (albo dopiero przyślą) i tych, którzy bywają tutaj regularnie i tych, co rzadko i tych, którzy przypadkiem zajrzeli i tych, co znają mnie nieźle - wszystkich zabieram na Pasterkę.
Będę w Betlejem.
A wy ze mną.
Świąt w sercu życzę...

Von piotr um 19:04h| 3 Kommentare |Skomentuj ->comment

 

Mam wyniki!
8!
No to mamy Święta...

Von piotr um 14:40h| 2 Kommentare |Skomentuj ->comment

 

Greka chyba z górki...
Jestem zadowolony z tłumaczenia. Poszło jak z płatka. To znaczy, że tekst mam opanowany. Gorzej było z pytaniami. Verbal aspect (trudne słowo) pojawiał się w co drugim i to było koszmarem. Ale 70-75 powinno być (raczej nie więcej).
Egzamin był z 2001 roku. Wtedy okazał się porażką. Zobaczymy, jak w tym roku.
Wieczorem zaprosiliśmy profesora na kolację. Włoska restauracja okazała się być całkiem przyjemną. Wykorzystałem fakt, że siedziłem na przeciwko Maurice`a i trochę go wypytałem o przeszłość. Kurcze, ten gość był uczniem Zerwicka, Lohfinka, rektorem Biblicum, specjalistą od Literatury Mądrościowej i w ogóle first class. O tej kolacji będę kiedyś opowiadał jak o ważnym wydarzeniu.
Poza tym w knajpie z muzyką live gość na klawiszach grał cudownie, a jutro mam odebrać prezent dla Manoja (wylosowałem go), którym jest T-shirt z Jerozolimą i specjalnym spersonalizowanym (jeszcze trudniejsze słowo) napisem. Mam nadzieję, że mu się spodoba.
Zrobiło się chłodniej i pada, ale na White Christmas nie ma co liczyć - najwyżej jesienno-wiosennie będzie...

Von piotr um 02:37h| 1 Kommentar |Skomentuj ->comment