wtorek, 27. grudnia 2005
...i po Świętach.
O nie, jutro do szkoły.
Na 8.00...

Von piotr um 01:42h| 3 Kommentare |Skomentuj ->comment

 

"Inverunt Infantem Positum In Proesepio"
Pasterka w Betlejem to spore przeżycie.
Najpierw ulewa. Deszcz, jakiego nie było od dawna razem z wiatrem hulał na pustej scenie na placu. Zwykle podobno jest mnóstwo chórów i zespołów z całego świata śpiewających kolędy, tym razem nic z tego.
Potem kolejka - długa i ściśnięta. Ludzie zdenerwowani, ochrona ma jeden wykrywacz metalu, a tłum napiera.
Kilka metrów przede mną zobaczyłem Adama, wyciągnąłem z kieszeni kawałek opłatka i podzieliliśmy się nim w tym zmokniętym tłumie. Byli obok mnie Michel i Alexius, więc szybko wytłumaczyłem im ideę i też się przełamaliśmy opłatkiem.
A potem zimno i mokro.
Nagle, gdzieś z końca ktoś zanucił kolędę i trochę się ludzie wyluzowali.
Wreszcie bramki, jedna kontrola, tłum przed drzwiami, druga kontrola i jesteśmy w kościele.
Mszę poprzedziła Godzina Czytań. Potem przyszli ważni goście z władz Autonomii Palestyńskiej. Śpiew chóru przepiękny, nastrój wyjątkowy. Nie zburzyły go nawet tłumy reporterów starających się zrobić zdjęcie Mahmudowi Abbasowi.
Kazanie po arabsku i powtórzone po francusku, więc Michel mi tłumaczył. Muszę gdzieś znaleźć tekst i na spokojnie przeczytać.
Oczywiście media odnotują zapewne polityczną wymowę słów Patriarchy. "Trudno świętować w radości i pokoju, gdy nasi synowie siedzą w izraelskich więzieniach". Było też o murze. Napiszę o nim kiedyś więcej, bo to prawdziwy koszmar.
Potem procesja do groty, życzenia i powrót do domu.
A rano znowu do Betlejem, bo tradycyjnie PIB ma Mszę z Kardynałem. Ojcowie Franciszkanie nieco zdziwieni, gdy Tom pokazał pismo sprzed kilku miesięcy potwierdzające naszą celebrację. Okazuje się, że kaplica w której mamy odprawiać jest "w stanie dekonstrukcji". Wyraźnie zdziwiony Tom stwierdził tylko, że Kardynał Martini będzie zapewne rozczarowany i znalazła się wolna kaplica. I to św. Hieronima (wymowne dla studiujących Biblię).
O homilii Kardynała nie będę pisał, bo takie coś nieczęsto się zdarza. Mówił pięknie o różnych poziomach tekstu: co tekst mówi o wydarzeniach, co tekst mówi do mnie i co ja mówię Bogu w odpowiedzi na ten tekst. I tak prosto zwyczajnie mówił o tym, że życie jest cenne, że ma wartość, że warto żyć (skracam i spłycam, ale nie da się tego odtworzyć).
Obiad świąteczny zakończył się rozdawaniem prezentów. Dostałem piękny świecznik hanukowy - nowoczesny, ze szkła - dzieło sztuki.
Po kolacji usiedliśmy do kolędowania. Różne języki, różne tradycje i melodie - pięknie.
Było z nami małżeństwo amerykańskich lekarzy wracających z Iraku, była "Cicha Noc" po hebrajsku i arabsku. Były słodycze...
Na koniec została tylko Linda (pół-Irlandka, pół-Saudoarabka), Tobias, Alexius i ja i obejrzeliśmy sobie jakiś głupi film z Clintem Eastwoodem.
Idę spać, bo już po pierwszej.
Nie nastawiam budzika (pierwszy raz od dawna).
Jonaszowe kolędy brzmią bardzo kamieńsko, dzisiaj przyszły - w samą porę...

Von piotr um 02:18h| 6 Kommentare |Skomentuj ->comment