?roda, 28. grudnia 2005
Zapomniałem opowiedzieć, jak ich poznałem, ale czy to w końcu takie ważne?
Dzisiaj o małżeństwie amerykańskich lekarzy - Michael i Christina. Poznali się przypadkiem. On pracował dla FBI, ona była specjalistą medycyny sportu. Przed ślubem przedyskutowali sprawę religii, która była ważna dla obojga. On - katolik, ona - protestantka prowadzili żarliwe dysputy, chcąc odnaleźć swoją wspólną drogę. Dziś Christina uczestniczy w specjalnym programie dla osób będących niegdyś we wspólnotach ewangelickich, które to osoby chcą zostać katolikami.
Ale to szczegół. Najlepsze było, jak Michaela wysłali do Iraku, żeby szkolił tamtejszych lekarzy. Christina była wystraszona, wściekła i smutna jednocześnie. Źle znosiła rozłąkę i niebezpieczeństwo, z jakim kojarzył jej się Irak.
M.: "Modliliśmy się o rozwiązanie tej sytuacji".
Ch.: "Pan Bóg pomógł nam podjąć decyzję".
Obecnie oboje pracują w pobliżu Bagdadu.
M.: "Irak nie jest taki, jak w mediach".
Ch.: "Nie wierzcie propagandowym obrazkom, które pozazują tylko krew, śmierć, zamachy i protesty".
Irak według Michaela i Christiny zaczął oddychać. Ludzie odczuli odejście reżimu i dziękują Bogu za wolność.
Armia amerykańska jest kojarzona z nowymi szpitalami, stacjami uzdatniania wody, szkołami, oczyszczalniami ścieków, porządkiem i bezpieczeństwem na ulicach.
M.: "Dlatego tyle ludzi poszło na Wybory, mimo, że straszyli zamachami".
Mówiłem im o naszym nowym rządzie, który zadeklarował, że nie wycofa na razie wojsk z Iraku.
M.: "Dzięki Bogu, bo wasi chłopcy są tu potrzebni. Robią dobrą robotę".
Christina stwierdziła, że jak się porówna statystykę wypadków drogowych ze skutkiem śmiertelnym w USA, to jest bezpieczniejsza w Iraku, "tu nie ma takiego ruchu" - zaśmiała się.
"Niestety, media podsycają atmosferę grozy" dodał jej mąż.

Michael i Christina prosili o modlitwę. Należą do wspólnoty modlitewnej. Spotykają się nie tylko na wspólnej Eucharystii, ale też na kursach biblijnych i dzieleniu się Słowem. Przychodzą żołnierze ze Służb Specjalnych.
M.: "Wyobraź sobie gościa wielkości szafy, z tatuażem na ramieniu. Gość ma na imię Snake albo Cobra (komandosi tak mają) i siedzi na krzesle z Biblią w ręku".
Piękny obrazek...
Na koniec naszego spotkania obiecałem modlitwę. I że opowiem o nich znajomym, co starałęm się uczynić w tej notce.
Ch.: "God bless you and your country".
M.: "We`ll pray for you".
Wracajcie szczęsliwie do waszego Iraku, niech Bóg was strzeże...
A kto może, niech westchnie w ich intencji...

Von piotr um 00:05h| 3 Kommentare |Skomentuj ->comment