sobota, 22. pa?dziernika 2005
Zaczynamy od Giovanniego. Pochodzi z Korei. Jak każdy w jego kraju, odsłużył 2 lata służby wojskowej. Potem pracował w firmie komputerowej. Jak został księdzem? Pan Bóg ma swoje sposoby...
Giovanni studiuje w bibliotece. Mówi, że w pokoju ma za dużo pokus - położyć się na chwilkę, posurfować po necie - bierze więc swojego laptopa i zaszywa się w najgłębszym kącie biblioteki. Pisze coś o św. Jakubie, bo interesuje się nim od czasów Seminarium.
Wprowadza mnie w tajniki mentalności koreańskiej. To ciekawy kraj - inny niż wszystkie.
Giovanni jest jedynym z trójki koreańczyków z naszego roku, który przyjechał do Jerozolimy.
Sympatyczny, misiowaty, potrafi pisać śmiesznymi znaczkami. Umie już myśleć po włosku, jednak angielski ciągle sobie tłumaczy w głowie na swój koreański.
Podziwiam go za pilność. Kuje grekę, aż furczy. Nie jest to dla niego łatwe, bo filozofia jego ojczystego języka jest totalnie inna.

Zdjęcie: Ja - aparatem Giovanniego. W tle Grota nr 4.

Von piotr um 00:07h| 6 Kommentare |Skomentuj ->comment