wtorek, 25. pa?dziernika 2005
Alexius trochę się spóźnił - przyjechał do Jerozolimy kilka dni po wszystkich.
Nie znałem go wcześniej, ale od początku zauważyłem, że jest człowiekiem uśmiechu. Pochodzi z RPA. Mieszkał 3 km od oceanu. Kilmat był gorący, tropikalny, więc tutaj trochę dokucza mu 18 st. w nocy. Nawet zmienił pokój - przeniósł się do południowej części korytarza. "Ty masz północną skórę, ty tego nie zrozumiesz" - tłumaczył mi swoją wrażliwość na chłód.
Alexius jest nieco starszy niż reszta towarzystwa. Pracował na parafii przez 12 lat. Ostatnie 5 w Katedrze w Johannesburgu. Wcześniej w Seminarium był przewodniczącym studentów i niewiele brakowało, a przypłaciłby to relegowaniem z powodu zaangażowania w spory wewnątrzstudenckie. Rektor wydał już nawet decyzję, na szczęście biskup przywrócił Alexiusa do stanu kleryckiego.
Segregacja rasowa miała swoje echo nawet w Seminarium, gdzie biali i czarni klerycy raczej stanowili odrębne grupy. Był to zresztą początek przełamywania barier. Wcześniej prawo państwowe nakazywało rozdzielenie nawet w placówkach kościelnych. Gdy Alexius wstąpił do Seminarium był to pierwszy rok wspólnej formacji wszystkich kleryków. Musieli powoli przełamywać barierę własnych przyzwyczajeń i nauczyć się bycia razem, co po tylu latach apparthaidu nie było łatwe.
Alexius uśmiecha się praktycznie zawsze. Jest bardzo sympatyczny i przez wszystkich lubiany.
Dzisiaj zgubiliśmy się na Starym Mieście w gąszczu uliczek i chyba już nie zaufa moim umiejętnościom przewodnika. Szukaliśmy brewiarza, bo gdzieś mu się zagubił w podróży, ale w Jerozolimie znaleźć brewiarz po angielsku jest ciężko. W innych językach pewnie też, ale szukaliśmy po angielsku (chociaż A. zna jeszcze Zulu).
Pan "chwycił" Alexiusa po maturze. Od trzech lat pracował w fabryce, gdy "the Lord has called".
Tyle o nim, a to zdjęcie...

Jeszcze historia z dzisiejszego kazania (opowiedziana przez Alexiusa):
W małej wiosce w Afryce Południowej pracował Misjonarz. Od wielu lat mieszkał tam samotnie, dzieląc trudy i radości życia ze swoimi parafianami. Pewnego dnia do wioski miał przyjechać Wysoki Urzędnik Angielski. Dzieci przygotowały na jego powitanie wierszyki i piosenki. Po ceremoni przybiegły poekscytowane do Misjonarza i opowiedziały mu, że widziały białego człowieka. Ich emocje były wielkie, ale Misjonarz powiedział, że przecież mieszka w ich wiosce od tylu lat i też jest białym człowiekiem. Dzieci, wyraźnie zaskoczone patrzyły na niego przez chwilę, by w końcu stwierdzić z przekonaniem: "Nie, ty nie jesteś białym człowiekiem. Ty jesteś nasz Father John".

Von piotr um 23:32h| 4 Kommentare |Skomentuj ->comment