sobota, 14. stycznia 2006
Hin
Miałem dzisiaj ciekawą rozmowę z Giovannim. Właściwie, on mówił, ja słuchałem, co się raczej rzadko zdarza. Okzają było koreańskie kino. Obejrzałem jeden film, który skopiowałem od Giovanniego kilka miesięcy temu i który miałem skasować, gdy ktoś mi przysłał napisy. Film niesamowity. Niby zwykła, banalna historyjka melodramatyczna, a jednak coś w nim jest. Czy to muzyka? Czy ten deszcz? A może coś koreańskiego...
Giovanni, który tego filmu nie widział, zachęcony moim zachwytem, obejrzał go dzisiaj. Potem wyjaśniał mi pewne cechy Koreańczyków. Najbardziej zaciekawił mnie Hin. To nieprzetłumaczalne słowo oznaczające pewne uczucie. Korea przez 5000 lat swojej historii była najeżdżana 500 razy. Ludzie żyli w niepewności, ale i w smutku wojny, utraty najbliższych. Przez pokolenia stali się dość zżyci ze swoim smutkiem, do tego stopnia, że zaczęli go traktować jak radość. Trudno to wytłumaczyć, ale Hin przejawia się w tym, że Koreańczycy statystycznie niewiele się śmieją. Mimo to uważają się (znów statystycznie) za szczęśliwych. Uczą się, pracują od świtu do nocy, ale wierzą w sens tej pracy i nauki, nawet jeśli nie wiąże się ona z jakimiś wymiernymi efektami, czy korzyściami. Poza tym, jeśli doznają niepowodzenia np. w miłości, cierpią, ale wierzą, że wszystko ma swój sens i wypełni się w przyszłym pokoleniu. Nawet jeśli cierpią przez całe życie - umierają szczęśliwi. Hin jest trudnym do wytłumaczenia fenomenem, który Giovanni studiował w Korei. Hin łączy się z religią, historią, kontekstem kulturowym...
Wiem, że generalizowanie jest może nieuprawnione, ale to Giovanni mówił, ja słuchałem.
A Giovanni czyli Youm jest z Pusan.
Następny koreański film ("Taegukgi") obejrzę w sposób bardziej świadomy...

Von piotr um 01:26h| 5 Kommentare |Skomentuj ->comment