?roda, 16. listopada 2005
Michel

Właśnie siedzę w bibliotece i skończyłem grekę (na dziś). Naprzeciw mnie siedzi Michel, który pracuje nad Księgą Joba. Rozmawiamy sobie trochę, bo pora późna i już nauka nie bardzo się wchłania. Wiem, wiem, w bibliotece się nie gada, ale nikogo tu nie ma oprócz nas i ducha starych ksiąg.
Michel pochodzi z Kamerunu. Seminarium skończył w Stanach w diecezji Baltimore. Prawdę mówiąc, rozmawiamy właśnie o relacjach wewnątrzparafialnych w tym kraju, mając zupełnie różne doświadczenia (jeśli moje 2 miesiące można w ogóle nazwać jakimś doświadczeniem).
Michel jest duży. Czasem nazywam go Big Guy. Ma ok. 2 m wzrostu.
Na początku mieliśmy kilka ciekawych i zaciekłych dyskusji – jest świetnym dyskutantem: „The absence of evidence is not the evidence of absence” – i trochę się pospieraliśmy na różne tematy. Od jakiegoś czasu darzymy się ogromnym respektem i chyba sympatią.
Michel jest niezwykle inteligentny, a ja strasznie lubię, jak on przewodniczy Mszy Św.
Co jeszcze o nim? Bardzo szczerze się śmieje, nie lubi łaciny i jest członkiem sekty McIntosha. Twierdzi, że pewnego dnia wszyscy to odkryją i kupią sobie Apple. „Poznają prawdę a ona ich wyzwoli”. Cóż, odkąd Yuki wyjechał, Michel został osamotniony na placu boju. Wszyscy doceniają „Jabłuszka”, ale nikt nie bierze na poważnie nawet mysli, że można by je kupić i mieć i używać. „You`re like Jehowa`s Witnesses.” – docinamy mu czasem – „Wyprali ci mózg.” Michel trwa dzielnie przy swoim, no bo co ma zrobić?
I nigdy nie wiem, czy się akcentuje pierwszą, czy ostatnią sylabę, bo ludzie mówią różnie, a sam Míchel vel Michél nigdy nie prostuje...

Michel uwielbia spać…

Von piotr um 00:36h| 5 Kommentare |Skomentuj ->comment