poniedzia?ek, 7. listopada 2005
Www = Wymęczone wieczorne wynurzenia...
Siedzę w bibliotece i czytam artykuł o prozie z księgi Joba – o leksykalnych dowodach na późne pochodzenie tej księgi. Przykładów mnóstwo, więc raczej zgodzę się z autorem. Hehe.
Chyba wystarczy na dzisiaj tej nauki. Dobrze jest kłaść się spać z poczuciem wyciśnięcia z doby wszystkiego, co najlepsze – innymi słowy: z pewnością dobrego wykorzystania czasu. Jutro rano zajęcia z tradycji i zwyczajów żydowskich – taki nieobowiązkowy wykładzik, na który się zapisałem, po obiedzie analiza 5 rozdziału Sędziów. Giovanni stwierdził dziś przy kolacji, że gdyby dorwał gościa, który to napisał, to by go zabił. Śmiać mi się chciało, bo przypomniałem sobie skomplikowaną kwestię autorstwa tekstów biblijnych (Bóg-Autor, Człowiek-Pisarz). Zabić Boga niejeden już próbował. Ok, chodziło o skomplikowanie maksymalne, jakiego dopuszczono się tworząc tą pieśń Dobory (ktokolwiek ją popełnił).
Pomijając spowodowany frustracją żart młodego kapłana z Korei Pd. należy z całym przekonaniem stwierdzić, że rzeczywiście, poezji hebrajskiej nie da się zanalizować zwyczajnymi metodami. (Cóż za zdanie!) Co drugi wyraz ma zmienioną formę i zmodyfikowane znaczenie – w stosunku do tych w prozie.
Stwierdziliśmy z Michelem, że trzeba przestać myśleć logicznie, a zacząć artystycznie – nie sens, nie gramatyka, lecz piękno jest najważniejsze. Giovanni jakoś nie wydawał się być zbytnio przekonanym.
A w samym środku wiadomości sportowych Bonaventura poprosił o przełączenie na jakiś francuski kanał, żeby obejrzeć sytuację w Paryżu. No to przełączyłem, ale podobno w lidze hiszpańskiej jakieś ładne bramki padły. Udając się do biblioteki, udawałem przed samym sobą, że to ważne, ale tak naprawdę, co ja tam wiem o lidze hiszpańskiej…
Idę do siebie. Wkleję ten tekst do bloga i kładę się spać.
Żal opuszczać cieplutką bibliotekę…

Von piotr um 23:48h| 3 Kommentare |Skomentuj ->comment