sobota, 19. listopada 2005
Wróciłem z sali telewizyjnej. Wiadomości na TV Polonia pokazały zaśnieżony kraj i "minus 2" w Elblągu.
A my mieliśmy lato pod koniec listopada. Pogoda wymarzona na wycieczkę: 27-28 stopni, słońce i zatankowany samochód.
Najpierw pojechaliśmy do Bet She`an znanego bardziej jako Scitopolis. To ruiny jednego z miast należących do Dekapolu.
Murphy O`Connor pisze, że nie opłaca się wchodzić na wzgórze, chyba żeby zobaczyć widok. Jednak, gdy to pisał, nie były jeszcze znane pozostałości egipskie. Na szczycie mnóstwo atrakcyjnych "kup kamieni" i tabliczek określających datę i krąg kulturowy. No i jeszcze wspomniany widok. Rzeczywiście ciekawy.
Stamtąd do Gamla. To taka Masada Galilei. Historia podobna, nie wiadomo, czy Flavius zmyślał, czy mu się pomieszało, czy rzeczywiście dwie twierdze rebelii antyrzymskiej mają podobne losy...
"Puo darsi di si, puo darsi di no" - powiedziałby Pino. Często cytowaliśmy jego powiedzonka: "Io propongo... che ci mettiamo all`ombra", "Potete fare le fotografie... se volete" - jest niezwykle sympatyczny. Może powinienem dodać, że to nasz profesor od Historii NT. Włoch z Południa (ciągle używa Passato Remoto), Absolwent Biblicum (baaaardzo kompetentny specjalista od targumów), wykładowca w Seminarium w Albanii (wykłada po albańsku!) i jeszcze coś pisze właśnie o targumach na Hebrajskim Uniwersytecie Jerozolimskim. Mówi po arabsku (hebrajskiego i aramejskiego nawet nie wspominam, bo po hebrajsku doktorat robi, a targumy aramejskie analizuje), jest woluntariuszem w jakiejś organizacji pomagającej niepełnosprawnym (spotkałem go raz z podopiecznymi), w ogóle nie okazuje dystansu, jaki oddziela go od studentów (ma na imię Giuseppe, ale zwracamy się do niego per Pino).
Jednym słowem Jezuita...
Back to our trip. W Gamli dyskusja na temat podwójnego muru - która strona dobudowana jest później. Dwie teorie (bo dwie strony muru) i analiza - bardziej dla hecy niż poważnie. Katapulty rzymskie są przerażająco małe - jak oni z takimi zabawkami na wojnę szli? Powinni obejrzeć "Gladiatora", albo inne megaprodukcje. Rozczarowałem się katapultami, ale na wieży usiedliśmy i poczytaliśmy Josephusa i realistycznie się zrobiło. Wspinaczka powrotna z płucami na zewnątrz klatki piersiowej (przewieszone przez ramię) i sępy. Najpierw myślałem, że to jakieś orły albo inne powietrzne myśliwce. Potem przeczytałem tablicę informacyjną i wszystko się wyjaśniło. Na końcu, pod tekstem był rysunek siedzącej na jajku sępicy (sępowicy, sępczy?) i kamień, który spada jej na głowę. Miało to przestrzegać przed rzucaniem kamieni, ale w pierwszej chwili pomyślałem, że to jakiś wandal dorysował...
Lunch zjedliśmy wśród tłumu piknikujących żydów (w Szabat nie wolno piknikować, jeździć autem, jeść wolno). Trochę darły się bachory (hebr. bahàr=young man), ale ok.
Dalej na trasie Corazim. Podpuściliśmy Alexiusa i zasiadł na katedrze w ruinach synagogi z Greckim NT w ręku, by przeczytać fragment "Biadania" Jezusowego. Nic nie zrozumiałem, bo zainteresowany byłem meduzą wyrzeźbioną na ornamencie - skąd pogański wzór w żydowskiej synagodze?
Potem jeszcze połaziliśmy po ruinach - prasa do wyciskania oleju, "obrzezany" kamień, piękny zachód słońca i do domu.
Jeszcze "Man tu pata, tera man tu pata" - indyjska piosenka, przebój Manoja (czyt. Manocza), który się udzielił nawet Pinowi (W wolnym tłumaczeniu z jednego z 4000 indyjskich języków: "Jak masz na imię, dziewczę, powiedz swoje imię".
Na checkpoincie mały korek, Chrystus Król uczczony pod przewodnictwem Michela, kolacja z Dziadkiem Maurycym przy stole, Wiadomości TVPolonia i można siadać do nauki, bo żal ostatniej godziny dnia...
A jeszcze gdzieś wyczytałem, że Rektor Biblicum miał byc dzisiaj na Uniwersytecie Śląskim z wykładem nt. nowego wydania krytycznego Biblii Hebrajskiej, ale muszę to sprawdzić...

Pinowi czasem rąk brakuje...


A czasem słów...

Von piotr um 23:19h| 3 Kommentare |Skomentuj ->comment