... newer stories
wtorek, 22. listopada 2005
piotr, 22:58h
Nasz kucharz Issa jest Palestyńczykiem z Betlehem. Poza tym jest geniuszem kuchni. Jego potrawy to dzieła sztuki. Ma dar...
Tom (przełożony domu) stwierdził, że gdyby nie limity finansowe Issa przyrządzałby codziennie dania jak w pięciogwiazdkowym hotelu. Mimo ograniczonych możliwości (najczęściej do kolacji używa leftovers z obiadu) Issa czaruje swoją pomysłowością. Dzisiaj przy okazji zachwytów nad bułeczkami z farszem szpinakowo-grzybowym (szpinak był na obiad) posłuchałem trochę o sytuacji Palsetyńczyków w Betlehem.
Bezrobocie sięga tam 50%. Pracę poza terenem zamieszkania ciężko utrzymać ze względu na trudności w poruszaniu się. Issa ma jakiś dokument wystawiony przez Nuncjusza, więc raczej go przepuszczają, ale ogólnie checkpointy skutecznie utrudniają mobilność zawodową.
Inna sytuacja. Synek Issy miał w uchu jakieś barachło (słowo zapożyczone od mojej Babci Stasi). Potrzebował operacji - była to sprawa życia i śmierci. W Betlehem dwóch lekarzy próbowało bezskutecznie zmierzyć się z problemem. Ostatnią szansą był szpital izraelski. Niestety, jako Arab nie miał ubezpieczenia zdrowotnego. Cena operacji - 15 tys. dolarów. Jezuici rozpoczęli akcję poszukiwania kasy. Napisali maile do wszystkich, którzy kiedykolwiek mieszkali w tym domu, na Biblicum pojawiły się plakaty, zbierali gdzie się dało. Synek Issy został uratowany, ale jego tato jest jednym z nielicznych, którzy mają pracę i znajomości. Nie każdy ma takie szczęście.
Albo inna sprawa. Zatrudniając Palestyńczyków z Betlehem czasem ryzykuje się podejrzenie o kontakty z Hamas. Pino odwoził któregoś wieczoru jednego z młodych pracowników. Na checkpoincie kontrola dokumentów i aresztowanie. Okazało się, że rodzina tego chłopaka miała jakieś powiązania z organizacjami Hamasu. Najbardziej wystraszył się Pino. Grozili mu wysoką grzywną i wydaleniem z Izraela bez prawa powrotu. Na szczęście skończyło się karą czasowego zarekwirowania samochodu (na 30 dni).
Tak to gaworzyliśmy przy kolacji...
Jeszcze modliszka z Góry Karmel (pisałem o niej jakiś czas temu).
Tom (przełożony domu) stwierdził, że gdyby nie limity finansowe Issa przyrządzałby codziennie dania jak w pięciogwiazdkowym hotelu. Mimo ograniczonych możliwości (najczęściej do kolacji używa leftovers z obiadu) Issa czaruje swoją pomysłowością. Dzisiaj przy okazji zachwytów nad bułeczkami z farszem szpinakowo-grzybowym (szpinak był na obiad) posłuchałem trochę o sytuacji Palsetyńczyków w Betlehem.
Bezrobocie sięga tam 50%. Pracę poza terenem zamieszkania ciężko utrzymać ze względu na trudności w poruszaniu się. Issa ma jakiś dokument wystawiony przez Nuncjusza, więc raczej go przepuszczają, ale ogólnie checkpointy skutecznie utrudniają mobilność zawodową.
Inna sytuacja. Synek Issy miał w uchu jakieś barachło (słowo zapożyczone od mojej Babci Stasi). Potrzebował operacji - była to sprawa życia i śmierci. W Betlehem dwóch lekarzy próbowało bezskutecznie zmierzyć się z problemem. Ostatnią szansą był szpital izraelski. Niestety, jako Arab nie miał ubezpieczenia zdrowotnego. Cena operacji - 15 tys. dolarów. Jezuici rozpoczęli akcję poszukiwania kasy. Napisali maile do wszystkich, którzy kiedykolwiek mieszkali w tym domu, na Biblicum pojawiły się plakaty, zbierali gdzie się dało. Synek Issy został uratowany, ale jego tato jest jednym z nielicznych, którzy mają pracę i znajomości. Nie każdy ma takie szczęście.
Albo inna sprawa. Zatrudniając Palestyńczyków z Betlehem czasem ryzykuje się podejrzenie o kontakty z Hamas. Pino odwoził któregoś wieczoru jednego z młodych pracowników. Na checkpoincie kontrola dokumentów i aresztowanie. Okazało się, że rodzina tego chłopaka miała jakieś powiązania z organizacjami Hamasu. Najbardziej wystraszył się Pino. Grozili mu wysoką grzywną i wydaleniem z Izraela bez prawa powrotu. Na szczęście skończyło się karą czasowego zarekwirowania samochodu (na 30 dni).
Tak to gaworzyliśmy przy kolacji...
Jeszcze modliszka z Góry Karmel (pisałem o niej jakiś czas temu).
... older stories